Pamiętaj, że substancje psychodeliczne są w Polsce zakazane prawnie i mogą być niebezpieczna dla Twojego zdrowia. Nie zachęcamy do nielegalnego stosowania substancji psychodelicznych. Skupiamy się na edukowaniu, pomocy, redukcji szkód.
To sink in hell or soar angelic
you need a pinch of psychedelic
“By zatonąć w piekle lub wznieść się, gdzie anieli, potrzebna ci szczypta czegoś, co zwie się psychodelik”.
(tłumaczenie własne)
Tak w 1956 lub 1957 r. angielski psychiatra Humphry Osmond napisał w liście do swojego krajana, poety i pisarza Aldousa Huxleya, autora m.in. “Nowego wspaniałego świata” i “Drzwi percepcji” (różne źródła podają różne daty; wymiana korespondencji między panami była związana z ich wspólnym doświadczeniem z jedną z substancji psychodelicznych, podczas którego Osmond, na prośbę Huxleya, zapoznał go z działaniem badanego przez siebie środka oraz towarzyszył mu podczas tego wydarzenia). Jemu więc zawdzięczamy pojęcie, które obecnie i ponownie zyskuje w świecie coraz większy rozgłos. Czymże więc są te mityczne PSYCHODELIKI?
A jak “A CO TO?” – czyli NAZWA
Do stworzenia tej nazwy, zaproponowanej publicznie przez Osmonda w artykule opublikowanym w 1957 r. dla New York Academy of Sciences[1], użył on dwóch greckich słów: psyche (ψυχή) i delos (δήλος). Wyrazy te w połączeniu tłumaczy się jako “objawiający duszę”. W ten sposób Osmond próbował podkreślić pewną specyficzną i bardzo istotną właściwość substancji zaliczających się do grupy psychodelików, której wcześniejsze określenia nie odzwierciedlały… Nazywano je bowiem przedtem m.in. psychomimetykami (co wyrażało dominujące wówczas przekonanie, jakoby te substancje wywoływały stany naśladujące psychozę; była to, swoją drogą, dość nietrafiona koncepcja, jako że stany psychotyczne charakteryzują się niezdolnością, a odpowiedzialnie indukowane stany psychodeliczne z kolei hiperzdolnością do dokonywania psychologicznych wglądów)[2] lub halucynogenami (co kładło akcent przede wszystkim na powodowanie zaburzeń percepcji – halucynacji)[2]. Tymczasem działanie psychodelików wykracza znacznie poza wyżej wymienione i kojarzące się negatywnie skutki – tak, że w końcu i w zachodniej kulturze coraz częściej zaczyna się o nich mówić w kategoriach medycyn/leków[3] (podkreślając ich działanie terapeutyczne i lecznicze), enteogenów[4] (zwracając uwagę na adresowanie potrzeb duchowych) czy ostatnio też psychoplastogenów[5] (uznając ujawniany w aktualnych badaniach klinicznych potencjał do regeneracji mózgu). Rozwinę temat działania i potencjału psychodelików w dalszej części niniejszego artykułu, natomiast teraz chciałabym zrobić jeszcze krok w tył – i zaproponować rzut oka na wcześniejszą historię.
B jak BARDZO CIEKAWA HISTORIA
Dzieje istnienia i zastosowania psychodelików są bowiem znacznie dłuższe niż przywołana tutaj historia ich nazwy. Jest to temat na osobny artykuł, ale uważam, że warto o nim wspomnieć we wprowadzającym materiale. Ewolucja nazewnictwa odzwierciedla bowiem zmiany w społecznej percepcji psychodelików i świadomości na ich temat, jednak wciąż stoi w opozycji do nadal jeszcze dość powszechnie panującego przekonania – odbijającego się zresztą w aktualnie obowiązujących, choć już modyfikowanych na świecie (np. w niektórych miastach i stanach USA, w Kanadzie, w Hiszpanii, w Portugalii, w Szwajcarii) przepisach prawnych – iż psychodeliki to otumaniające, uzależniające i niebezpieczne narkotyki, zagrażający produkt uboczny współczesnej cywilizacji, leżący w jednym worku z różnymi środkami odurzającymi.
Nie chcę zakrzywiać rzeczywistości w drugą stronę i sugerować, że stanowią one magiczny złoty środek, całkowicie wolny od ryzyka (choć jest ono faktycznie relatywnie niskie, o czym będzie jeszcze mowa)[6]. Lekarstwa zupełnie pozbawione potencjalnych skutków ubocznych raczej nie istnieją. Zależy mi jednak na rzetelnym przedstawieniu zagadnienia. Warto więc wiedzieć, że delegalizacja substancji psychodelicznych to całkiem świeża (choć już przeterminowująca się) inicjatywa. Jak sugerują treści poprzedniego podrozdziału, jeszcze w drugiej połowie XX w. prowadzone były legalne badania – i to na całkiem szeroką skalę – nad działaniem i zastosowaniem psychodelików w leczeniu: uzależnień, depresji, zaburzeń lękowych, nerwic, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, schizofrenii, autyzmu (także u dzieci) czy bólu oraz symptomów psychicznych towarzyszących chorobom terminalnym. Wiele z nich przynosiło bardzo obiecujące wyniki[7]. Zdarzało się wprawdzie, że wraz z rozwojem standardów badawczych podnoszono później kwestie dotyczące precyzji metodologicznej tych badań, jednak nawet współczesne metaanalizy prac badawczych publikowanych w latach ’50-’70 potwierdzają doniesienia o wysokiej skuteczności prowadzonych wówczas terapii psychodelicznych[8].
Zainteresowanie tematem i zgłębianie go wydawało się całkiem zasadne także w obliczu faktu, iż użycie środków psychodelicznych towarzyszy ludzkości od czasów prehistorycznych, w wielu różnych kulturach. Najstarsze dotychczas odkryte dowody stosowania przez człowieka roślin psychoaktywnych o działaniu psychodelicznym wskazują na 8600 lat p.n.e (meskalinowy kaktus San Pedro w Peru).[9] Istnieją również prehistoryczne i starożytne dowody na stosowanie takich środków w Azji oraz Europie.[10] Substancje te były wykorzystywane głównie w celach duchowych, rytualnych, terapeutycznych i leczniczych. Kontynuowano te praktyki jeszcze w średniowieczu, jednak wraz z nastaniem inkwizycji zaczęły one być tępione. O ile udało im się w jakimś stopniu przetrwać w ciągłości na terenach Nowego Świata (albo w społecznościach plemiennych, albo na obszarach wiejsko-miejskich, gdzie ostatecznie przyjęły formę istniejących do dziś kościołów ayahuaskowych, rozprzestrzenionych obecnie także już na innych kontynentach), o tyle w Europie niemalże o nich zapomniano.
Aż do połowy XIX w., kiedy europejscy podróżnicy eksplorujący tereny Ameryki Łacińskiej zetknęli się tam z substancjami zmieniającymi świadomość. Dostarczali próbki na Stary Kontynent, choć przez kilkadziesiąt lat nie istniały jeszcze metody, które pozwalałyby je efektywnie zbadać. Wreszcie pod koniec XIX w. zapoczątkowano badania naukowe nad wywołującą interesujące efekty substancją występującą we wspomnianych już wyżej (oraz innych) kaktusach – meskaliną. Dalej w XX w. nastąpiła przeplatana pewnymi przestojami historia kolejnych psychodelicznych odkryć (niektóre zachodziły w zaiste fascynujących okolicznościach!) – czy to dotyczących istnienia i działania substancji występujących samoistnie w naturze, czy też możliwości syntetyzowania ich przez człowieka (MDMA – odkrycie 1912 r., “półkowanie” do połowy lat 50.; syntetyczna meskalina – 1919 r.; syntetyczne DMT – 1931 r.; LSD – odkrycie 1938 r., “półkowanie” do 1943 r. i wtedy odkrycie właściwości psychodelicznych; wyizolowanie DMT z materiału roślinnego – 1946 r.; odkrycie psychodelicznych właściwości DMT – 1956 r.; grzyby psylocybinowe, odkrycie przez zachodnią kulturę – 1957 r.; ekstrakcja psylocybiny z grzybów – 1958 r.; wykrycie DMT w ludzkim mózgu – 1972 r.).
Odkryciom tym zaczęły towarzyszyć wzmiankowane w poprzednim akapicie intensywne badania nad terapeutycznym (a nieoficjalnie nie tylko terapeutycznym, lecz np. także militarnym) zastosowaniem środków psychodelicznych. Do 1965 r. opublikowano na ten temat ponad 1000 prac naukowych, obejmujących 40 000 osób badanych, do tego czasu odbyło się również 6 międzynarodowych konferencji naukowych dotyczących tego tematu[11]. Prowadzono efektywne psychoterapie wspierane psychodelikami. Dynamiczne postępy w tej dziedzinie wiązały się również z tym, że w końcu wiedza o istnieniu tych fascynujących substancji, jak i one same, przedostały się z kręgów naukowych na ulice, stając się w pewnym sensie fetyszem ruchu hippisowskiego.
Po części brak dostatecznej edukacji odnośnie bezpieczeństwa ich powszechnego użytku i wiążące się z tym negatywne konsekwencje (które jednak zostały znacznie wyolbrzymione i zdemonizowane w przekazach medialnych), ale przede wszystkim powody polityczne, sprawiły, że na psychodeliki zostały ponakładane coraz ostrzejsze restrykcje prawne. Aż w końcu doszło do ich całkowitej kryminalizacji – najpierw w Stanach Zjednoczonych, a następnie globalnie na skutek Konwencji o substancjach psychotropowych ONZ w 1971 r. Ten sam los spotkał następnie w 1985 r. MDMA – niebędące klasycznym psychodelikiem, lecz także posiadające potencjał psychodeliczny – pomimo licznych głosów klinicystów na temat pozytywnego terapeutycznego działania tego środka.[2]
Doprowadziło to oczywiście do niemal kompletnego zahamowania rozwoju psychodelicznej dyscypliny naukowej (zwłaszcza po zachodniej stronie żelaznej kurtyny). Warto zaznaczyć, że decyzje te zostały podjęte i prawa ustanowione bez umocowania w podstawach naukowych. Substancje psychodeliczne zostały zakwalifikowane jako pozbawione medycznego zastosowania, natomiast obarczone wysokim potencjałem nadużywania – podczas gdy w świetle badań wiemy już aktualnie z pewnością, że rzeczywistość ma się dokładnie odwrotnie. Natomiast ciekawym “skutkiem ubocznym” tej sytuacji było opracowanie przez czechosłowackiego psychiatrę Stanislava Grofa oraz jego żonę Christinę Grof bardzo interesującej, alternatywnej metody osiągania stanów psychodelicznych – bez pośrednictwa żadnych substancji (!). Metoda ta nosi nazwę Oddychania Holotropowego, rozwija się na świecie, również w Polsce, i jest wykorzystywana do wyjątkowo efektywnej – w mojej i nie tylko mojej opinii – psychologicznej pracy rozwojowej oraz terapeutycznej.
Szczęśliwie od połowy lat 80. obserwujemy przyspieszające zjawisko tzw. renesansu psychodelicznego, czyli powrotu do badań naukowych nad psychodelikami, stopniowych zmian w prawie oraz bardzo dynamicznie rosnącego zainteresowania społecznego (tu i ówdzie wręcz hype’u). Od założenia MAPS (Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies) w USA w 1986 r., przez badania R. Strassmana nad DMT w latach 90. aż po działalność zmarłego w ostatnich dniach R. Griffithsa wraz z jego przełomową pracą z 2006 r. o głębokim znaczeniu doświadczeń psylocybinowych – która zdecydowanie stała się kamieniem milowym renesansu psychodelicznego.
Dalej wrażenie robi też rok 2019 – z otwarciem nowoczesnych psychodelicznych centrów badawczych na John Hopkins University czy na Imperial College London, z przyznaniem przez Amerykańską Agencję Leków i Żywności statusu terapii przełomowej dla terapii ciężkiej depresji psylocybiną, z ostatnim etapem badań terapii PTSD przy użyciu MDMA przez MAPS czy też z powstaniem Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego (co 3 lata później zaowocowało pierwszą polską psychodeliczną konferencją naukową pt. Nauka Psychodeliczna).[12] W tym roku zostało z kolei zatwierdzone pierwsze badanie kliniczne z udziałem ludzi nad psychodelikami w Polsce (dotyczące antydepresyjnego działania 5-MeO-DMT). Jednymi z istotnych ustaleń przypadających na erę psychodelicznego renesansu są wnioski płynące z pracy badawczej zespołu prof. Davida Nutta z 2010 r., sprawdzającej szkodliwość poszczególnych stosowanych przez ludzi używek.[6]
Z publikacji tej dowiadujemy się, że zarówno badane klasyczne psychodeliki (psylocybina i LSD – miejsce 20. i 18.), jak i MDMA (miejsce 17.) znajdują się na samym końcu listy uszeregowanej pod względem szkodliwości zarówno dla użytkowników substancji, jak i ich otoczenia społecznego… Plasują się więc daleko w tyle za dostępnymi legalnie w sklepach alkoholem (miejsce 1.) czy tytoniem (miejsce 6.) – i wcale nie tak łatwo od nich “oszaleć” czy “zepsuć sobie coś w mózgu”, jak nierzadko można usłyszeć we wciąż jeszcze powszechnych narracjach. A zatem psychodeliki (przynajmniej te najpopularniejsze) mają znikomą szkodliwość – wiemy więc, czego nam raczej nie zrobią. Na co natomiast możemy liczyć? O tym w następnej części artykułu 🙂
[1] Osmond, H., (1957). A review of the clinical effects of psychotomimetic agents. Annals of the New York Academy of Sciences, 66 (3), 418-434.[2] Sessa, B., (2016). The history of psychedelics in medicine; w: von Heyden, M., Jungaberle, H., Majić, T. Handbuch Psychoaktive Substanzen. Springer Reference Psychologie. Berlin, Heidelberg: Springer.[3] Nichols, D. E., Johnson, M. W., Nichols, C. D. (2017). Psychedelics as medicines: an emerging new paradigm. Clinical Pharmacology and Therapeutics, 101 (2), 209-219.[4] Johnstone, B., Cohen, D. (2019) Chapter 8 – Building bridges between neuroscience and the humanities. Neuroscience, Selflessness and Spiritual Experience. Explaining the Science of Transcendence. Cambridge: Academic Press.[5] Vargas, M. V., Meyer, R., Avanes, A. A., Rus, M., Olson, D. E. (2021). Psychedelics and other psychoplastogenes for treating mental illness. Front Psychiatry, 4 (12).[6] Nutt, D. J., King, L. A., Phillips, L. D., (2010). Drug harms in the UK: a multicriteria decision analysis. Lancet, 376 (9752), 1558-1565.[7] Pollan, M., (2021). Jak zmienić swój umysł. Czego nowe badania nad psychodelikami uczą nas o świadomości, umieraniu, uzależnieniu, depresji i transcendencji. Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej.
Jedna odpowiedź do “ABCDEF Psychodelików cz. 1”
Hi, this is a comment.
To get started with moderating, editing, and deleting comments, please visit the Comments screen in the dashboard.
Commenter avatars come from Gravatar.